Wystarczy posadzić go w wygodnym fotelu w eleganckim gabinecie, udostępnić atrybuty władzy, stworzyć iluzję, że decyduje o ważnych sprawach, by miał poczucie satysfakcji i siły. Urzeczony pozorami, nie usłyszy, że fotel i gabinet należą do kogoś innego. Nie dostrzeże, że insygnia władzy nie czynią go prawowitym jej dysponentem. Własne decyzje będzie uważał za wiążące, choć inni potraktują je jak uzurpację. Nie zauważy różnicy między malowanym a realnym. Jest wszakże nominatem, powołanym ratione imperii nie imperio rationis. Nie ze względu na szczególne przymioty, lecz prawem silniejszego.

 Rzeczpospolita, 16 stycznia 2018 roku

Cały artykuł